Sarna [Usunięty]
|
Wysłany: Pią 05 Gru, 2008 SMUGI SŁONECZNE - album rodzinny Dębickich
|
|
|
"Ćwiczenia OPL. "Padnij! Powstań! Lotnik! Kryj się!" Maski przeciwgazowe, w których jest bardzo duszno.
Przynosi kiedyś taką jedną do domu. Ojciec, bez słowa uważnie ogląda śmieszny ryjek maski przeciwgazowej.
- Umiesz się tym posługiwać? - pyta po dobrej chwili.
- Pewnie, Przecież uczą nas tego. I wielu innych rzeczy.
- A wiesz chociaż dokładnie co to OPL?
- Masz! Jasne! - Maryla recytuje bezbłędnie - Obrona Przeciwlotnicza. Dzieli się na czynną i bierną. Bierna to ja. Podział na komendy, bloki, obserwacja przeciwpożarowa, działalność sanitarna. Kurs sanitarny też już zaliczyłam. Chcesz, zabandażuję ci głowę!
- Nie, nie! - broni się ojciec - Dziękuję ci bardzo. Wierzę na słowo. Mam nadzieję, że te twoje umiejętności nie będą potrzebne. Rokowania, które teraz się odbywają, może przyniosą jakiś skutek. Oby!
- Tatusiu! Jurek powiedział, że ma znajomego w Sztabie i ten znajomy mówi, że wojny na pewno nie będzie. A jeśli nawet, to co nam zrobią? Guzik! Mamy silną armię, flotę, lotnictwo.
- Tak, tak, wiem. "Silni, zwarci, gotowi!" Co ty wiesz, dziecko o wojnie. Tamta wojna, o której się mówiło, że była straszna, może okazać się dziecinną igraszką w porównaniu do tego, co się teraz szykuje. Zbrojenia, nowoczesne...
- Daj spokój, nie kracz, tatusiu! Jesteśmy przecież mocarstwem! I nic nie chcemy od innych narodów. Jurek mówi...
- Jak ty nic nie rozumiesz, dziecko!
-----
Ojciec gdzieś wyszedł i zostawił w domu kartkę: "Dzwonił Twój Jurek. Jest tajna mobilizacja. Dostał kartę powołania. Czekaj na jego telefon. Potem jedzie na Dworzec Wschodni. Twój Be".
Na ulicach poruszenie. Pierwszy raz w życiu Maryla czuje solidarność ulicy. Obcy ludzie dzielą się wrażeniami, udzielają nawzajem rad, informacji. Do tramwaju nie można się dostać. Ale dzisiaj wszystko jest inaczej w Warszawie. Do przystanku podjeżdża prywatne auto.
- Na Dworzec Wschodni? Państwo pozwolą! Czego się nie robi dla naszej armii!
Wszystkie środki komunikacyjne są dziś bezpłatne. I dla posiadaczy kart mobilizacyjnych i dla odprowadzających! A rzadko odprowadza żołnierza jedna tylko osoba, zwykle całe rodziny.
Na peronie tłumy ludzi. Nastrój entuzjazmu, pewności zwycięstwa, gdyby przyszło "co do czego, panie kochany". I są łzy, prośby i zapewnienia. Są też kwiaty, moc kwiatów. I mundury. Polskie mundury! Jakaś para przytulona do siebie. Nikt, wbrew panującym obyczajom, nie dziwi się, że tu, na peronie, w obecności tylu obcych ludzi, całuje się tych dwoje. Ludzie potrącają się, szukają swoich, krzyżują się nawoływania. Maryla kątem oka dostrzega białe ręce dziewczyny, splecione na szyi rudego chłopca w mundurze. Pociąg rusza powoli, bardzo powoli. Wyciągnięte dziesiątki żołnierskich rąk, które teraz ściskają, idący zwolna po peronie ludzie. Już nikt nie patrzy: "mój, nie mój" - to ręce polskiego żołnierza. Jurek, długi, chudy. Kochany, macha ręką. Jego wagon ginie z oczu.
- Nie płacz, córeczko! On wróci!
W ostatniej chwili rudy chłopiec na peronie odrywa się od swojej dziewczyny, wskakuje w biegu do pociągu i wtedy Maryla, przez łzy, widzi jego twarz. To jest ten młody ksiądz, którego spotykały codziennie z Basią na przystanku przy Raszyńskiej, dawno, za czasów szkolnych.
W tłumie odprowadzających zaczynają się już przewidywania, spekulacje: dokąd, po co? Na jak długo? Przecież nie ma wojny?
- Tajna mobilizacja? Kpiny, panie ładny! Cała Warszawa tu, na tej Wschodniej, a oni - tajna! A to ultimatum? Już pan Beck na pewno coś wymyśli.
Z jego głową! A dokąd pojechało nasze dzielne wojsko? Też nie trudno zgadnąć. Tu przecież jest dworzec Wschodni, z którego odchodzą pociągi na północ. Więc pojechali na Prusy Wschodnie. Panie, co oni nam mogą? Polak to pierwsza szabla w świecie. Mnie jedna znajoma mówiła, że Anglicy już lądują w Gdyni.
Do nowych słów: mobilizacja, ewakuacja, przybywa jeszcze jedno: ultimatum.
-------
W jedną z ostatnich niedziel sierpnia jadą do Łubienicy. Po obiedzie, zamiast tradycyjnego spacerku wzdłuż ogrodu, pełnego jesieni pogodnej i słonecznej, idą na mały występ położony na wysokiej skarpie, na tyłach domu. Występ jest zabezpieczony balustradą. Niespokojne, niezwyczajne porykiwanie bydła. Jak okiem sięgnąć, rozległe, czerwieniejące niebo. Nad Warszawą zachodzi krwawo słońce."
(...)
"7 września.
Przyjechał motorem Jurek. Jest łącznikiem między Ratuszem na Placu Teatralnym, gdzie mieści się teraz Komisariat Rządu, a Domem Akademickim na Placu Narutowicza, gdzie stacjonuje jego pułk, broniący Warszawy od Zachodu.
- Wiecie już - woła od progu, że padło Westerplatte! Niemcy doszli do Narwi, zajęli Pułtusk. Ja teraz jadę do Modlina.
- Jadę z tobą! - decyduje Maria.
- A ja pójdę na Mokotowską - wtrąca ojciec - Jestem bardzo niespokojny. Łubienica leży tak blisko Pułtuska. Dłużewscy mają na Mokotowskiej mieszkanie. Może zdążyli się ewakuować, zobaczę, co u nich. Jurku, uważaj na nią, bo ta moja córka, to postrzelona głowa.
Na drogach zatory: wojsko, ludzie, wielu z całym dobytkiem, z żywizną przywiązaną sznurkiem do przeładowanych furmanek. Jurek załatwia w twierdzy, co ma do załatwienia. Wracają szosą modlińską. Silny ogień broni pokładowej samolotów niemieckich. Trzeba zsiadać i kryć się w przydrożnych rowach. Wszyscy tak robią. Dużo zabitych, rannych. Kwiczą konie, krzyczą dzieci, płaczą kobiety.
Najtrudniej przejechać przez most na Bugo-Narwi. Warszawa już blisko. Na podjeździe do Mostu Kierbedzia, ktoś ostrzega: "Most pod obstrzałem!" Na moście zupełnie pusto.
- Przenosi na Grochów. Zeskakuj! Szybko! - woła Jurek.
Zostawiają motocykl, biegną, schyleni wzdłuż żelaznej kratownicy, zamykającej most z góry i z boków. Za chwilę słychać wybuch. Oglądają się. Motocykl wylatuje w powietrze, jedno jego koło jeszcze toczy się po moście.
W domu na Wilczej następni uciekinierzy. Ojciec przyniósł z Mokotowskiej wiadomość, na którą zamiera serce. Rozstrzelani!
- Pamiętasz, w Łubienicy była broń na ścianie...
- Wiem. W gabinecie pana Jana Dłużewskiego. Stare strzelby, zardzewiałe szable, jakieś krucice.
- Niemcy znaleźli, uznali za broń i, Marylciu, wszyscy: "Długi" i jego syn Eustachy. Karol, brat "Długiego" z Pobyłkowa i jego syn Kazik."
Polecam przeczytanie całości - fascynująca lektura:
http://www.gong.art.pl/wy...loneczne-5.html
Copyright 2007 by © Maria Dębicka-Kowalczyk. |
|