start | dodaj do ulubionych | ustaw jako startową | kontakt

 

 

 

ĆWICZENIA NA POLIGONIE W WESOŁEJ - 20 III 2004

 

Stary poligon między Rembertowem, Wesołą a Zielonką...

To tu w latach międzywojennych słuchacze Centrum Wyszkolenia Piechoty uczyli się sztuki dowodzenia piechotą w polu. I to tu 20 marca 2004 roku przyszło naszej grupie rekonstrukcyjnej stawiać kolejne kroczki w poznawaniu sztuki nacierania drużyną i sztuki walki wręcz. Mieliśmy także podczas gry terenowej zmierzyć się z oddziałem rekonstruktorów "niemieckich" z oddziału rozpoznawczego 4 DPanc.

fot. Blazlov i Mariusz        
   
         
   
         
   
         
   
         
   
         
   
         
   
         
   



Nastroje niezłe, choć siąpi. Zbiórka w szeregu... Plutonowy zarządza zdjęcie tornistrów i ubranie się w oporządzenie patrolowe - w deszczu rozkładamy koce na ziemi i rolujemy je szybko, bo wilgotnieją. Kilku rezerwistów zapowiedziało conajmniej 2 godzinne spóźnienie i z chłopakami boimy się, że te oporządzenie bedziemy znów przetraczać z patrolowego na pełne i na odwrót, tak bez końca aby wojsko miało co robić w tym oczekiwaniu na spóźnialskich. Ale nie jest źle, podoficerowie to ludzkie chłopy. Przerolowywujemy koce i mocujemy do nich menażki, nakładamy te chomonta przez lewe ramię, hełmy na głowę. Dalej marsz piaszczystym, rozjeżdzonym duktem leśnym, równym krokiem wśród łajanek plutonowego, że "ręka dynda jak u nieboszczyka" zamiast z odmachem i fasonem na bok wędrować. W ramionka za to lekko, wojsko sie cieszy, że idzie bez "kapliczek" na plecach. Przestaje padać... Krajobraz niezły - piaszczyte pola pocięte transzejami, wraki czołgów. Po drodze kapral poprzypominał nam zestawianie w dwójki i czwórki, a jak zaczeliśmy dobrze wykonywać komendy to chyba nas nawet pochwalił i pozwolił pójść dalej.

Chowamy sie za poligonowy kulołap, bo wiatr duje na tych piachach jak cholera i... spędzamy tam dłuższa chwilkę na wiecznym doskonaleniu musztry pododziału. Taki los rezerwisty. Po kilkunastu minutach ćwiczenia znów udaje się machać karabinami w miarę równo, ale ważne by unikać pochwał, bo potem wszyscy znów partaczą. Najwięcej uciechy mamy z ćwiczeniem nowego elementu jakim jest odstępowanie biegiem w szeregu. Potem ćwiczymy rozwijanie do roju i tyralierki z kolumny dwójkowej. Na płaskim i otwartym terenie jakoś to wychodzi, choć plutonowemu ręce opadają gdy wojsko usiłuje z nim równać lub go niechcący wyprzedzać - to wbrew sztuce... i jakby w żywszym tempie to robić... ale jak stracha nie ma u dupy to wojsko chyba zawsze się oszczędza i posuwa się jak stare ciotki.

I tyraliera - wszyscy strzelcy pragną ustawić się jak żerdzie w płocie na równi z dowódcą... niedobrze... tak się ustawiać powinno przed walką ogniową, dopiero na specjalny rozkaz...

Plutonowy kategorycznie zarządza by przestać gadać i żeby wypatrywać rozkazów wydawanych rekoma - kodem. Mamy podchodzić Niemca. Parwdziwego Niemca. Moja specjalność wojskowa to amunicyjny, ale na ćwiczenia nie wydali nam rkm. Etatu też drużyna nie miała pełnego. Więc dostałem funkcję starszego strzelca. Miałem dbać o skrzydło. Idziemy rojem - niby w zasięgu ognia dalekiego. Teraz już wychodzi to lepiej. Przechodzimy przez piaszczyste pole wśród lichych sosenek, przeskakujemy transzeje i resztki drutów kolczastych, od zachodu dochodzi bliska pukanina broni maszynowej. Prawdziwa pukanina - jak to na poligonie. Jest rozkaz aby zalec wdłuż drogi. Pukanina jest naprawdę bliska - na moim skrzydle. Raz patrzę na plutonowego i kaprala, którzy coś długo ustalają nad mapą, a raz obserwuję moje przedpole. Łeb sobie zaraz ukręce albo hełmem kark odpiłuje... Proszę strzelca aby podczołgał się z mojej lewej, obserwował skrzydło i meldował jakby co zobaczył, a sam chowam łeb za nasyp i spokojnie patrzę na podoficerów czy rozkazu nie wydadzą. Tak jest mi dużo lżej i chyba zrozumiałem na czym polega dowodzenie ;)

W końcu każą ruszać - idziemy wzdłuż drogi leśnej, las daje schronienie, ale kto przed nami też nie widać. Podoficerowie wysyłają zawsze po 2 szperaczy, ci wracają i meldują. Mundury szperaczy nieźle zlewają się z zielenią sośniny. Powracającego szperacza zdradza tylko jasna twarz i błysk bagnetu. Także i mnie kapral, wraz ze strzelcem Pawlakiem, wysyła na rozpoznianie zagrożonego kierunku ze wzgórza po lewej. Strzelec mnie ubezpiecza a ja chyłkiem podbiegam do starego okopu - mogę się ukryć i mam z niego dobry daleki wgląd. Niemca nigdzie nie widać, ale wiem, że gdzieś tam są i idą na nas. Wycofujemy się i meldujemy, że czysto. Kapral każe szybko dołączyć, biegem przeskakujemy przez leśne skrzyżowanie. Zajmujemy pozycje w starej transzei. Dalej gonią i dają znaki by iść do przodu. Skokami w milczeniu osiągamy stare rowy strzeleckie. Chwila odpoczynku od wysiłku. Obserwujemy przedpole na lewym skrzydle... Czołówka znika zlewając się z zielenią sosen i brązem podszycia. Nie było rozkazu żeby iść, to czekamy. Są... idą prosto pod nasze lufy. Już chce meldować ale... mają polskie mundury. To wreszcie dołączają spóźnieni rezerwiści. Dalej czeszemy las. Czuje się bliskość nieprzyjaciela. Mamy ze strzelcem Marcinkowskim iść jako szperacze. Za nami ma posuwać się reszta drużyny. Przeskakujemy szczęśliwie drogę. Lasek staje się rzadki, osłon w terenie mało. Przy ostrym strzelaniu było by to paskudne zajęcie. Skaczę od pniaka do pniaka. Drużyna chyba rozwinięta w tyralierkę, mundury reszty chłopaków zlane z kolorami lasu, więc może i ja jestem niewidoczny. Ukazuje się skraj polany i droga. A więc to nasze przedzieranie przez las miało na celu skryte oskrzydlenie przeciwnika! Skrajem drogi idzie 2 Niemców... Nie otwieramy ognia choć odprowadzamy ich w szczerbinkach naszych karabinów, poda cicho podawany rozkaz bagnet na broń - ruszamy do szturmu. Wychodzimy z las, a tu... Niemcy gadają sobie w najlepsze z naszymi piechociarzami, więc i my nie wygłupiamy się... zdejmujemy bagnety i rozpoczynamy fraternizacje z kolegami w mundurach feldgrau.

Po przerwie na posiłek rozpoczyna się druga część dnia. Plutonowy Michalski i st. strzelec Flaczyk zademonstrowali regulaminowe zdejmowanie i składanie oporządzenia w polu, które na postojach grupy stanie się odtąd obowiązującym - a potem - "uczta bogów" - walka wręcz!!! - celem ćwiczenia było przygotowanie członków grupy do inscenizacji walki na bagnety. Bardzo profesjonalnie i starannie przygotowane zajęcia prowadzą kapral Miazga i strzelec Marcinkowski. Teraz wiadomo jak zająć pozycję szermierczą, na jakie sposoby można wykonywać pchnięcia, jak sie przed nimi bronić oraz markować pokonanie przeciwnika, nie robiąc sobie ani jemu żadnej krzywdy!

Po prawdziwie szermierczo - sportowych emocjach ćwiczymy szyki drużyny oraz regulaminowe "padnij" i "powstań", by przejść do kolejnego zadania - przejścia tyralierką przez pagórkowaty las. Trudna to sztuka gdy niebo znów się chmurzy, nie można porozumiewać się głosem a rozkazy wydawane są jedynie kodem. Napięta uwaga, pokonywanie krzaków, zalegnięcie i oczekiwanie za zasłoną. I dalej... Dalej na dobre 3 godziny zajeliśmy niedaleką pizzerię przenosząc się stopniowo do czasów i realiów nam współczesnych.

I szkoda tylko, że nie pośpiewaliśmy sobie... Może następnym razem?

Artur Szczepaniak

Powrót

 

© SH "Cytadela" Kopiowanie materiałów bez zgody zabronione.