start | dodaj do ulubionych | ustaw jako startową | mapa strony | kontakt

 

 

 

WESTERPLATTE - 1 WRZEŚNIA 2004, GODZ. 4:45

 

Zbliżał się 1 września, pamiętna data. To już tradycja (co prawda bardzo młoda), skrzykujemy się z chłopakami z Trójmiasta, aby uczcić tę datę tam gdzie się wszystko zaczęło - na Westerplatte. Na kilka dni przed atmosfera staje się coraz bardziej nerwowa - trzeba uszyć owijacze (chcemy wygladać jednolicie), załatwić urlopy, przygotować oporządzenie leżące w szafie już dość długo. Na dzień przed z, zapowiadającej się na sporą, ekipy odpadają z różnych powodów Biały, Wojtek i Karol. Jak zwykle też, złośliwość rzeczy martwych dała o sobie znać, awaria maszyny do szycia pozbawia nas jednej pary owijaczy (nie będzie jednolitości).

Naszym celem jest pomaszerować z Wrzeszcza na Westerplatte. We wtorek, późnym wieczorem, zbiórka u mnie (prawie jak w filmie Godzina "W"). Trzeba jeszcze dopiąć kilka spraw - igły idą w ruch, szykujemy kawę, czyścimy buty. Przy okazji, jak zwykle, poruszamy temat za tematem, związane z historią i rekonstrukcją. Ostatecznie ruszamy o 1:45. Ciszę nocy rozrywa zgrzyt i stuk podkutych butów. Ruszyliśmy ostro, bo do przejścia szmat drogi. Gdzieś na przystanku jakaś parka patrzy z niedowierzaniem i po chwilowym zaniemówieniu odbiera nas pozytywnie, choć w swoisty dla siebie sposób. Idziemy dalej. Niestety po przejściu jakichś 3 kilometrów tempo marszu i asfalt daja o sobie znać - zaczynają siadać stopy. Cóż, zaciskamy zęby, pomaszerujemy innym razem, w tym roku użyjemy autobusu. Dochodzimy na miejsce zbiórki harcerzy i czekając, przez godzinę ćwiczymy musztrę z bronią.

Objaśniamy również kilka osob dlaczego jesteśmy w mundurach. W autobusach harcerze patrzą z niedowierzaniem, my jedziemy spokojnie ustalając szczegóły i żartując z jednym z nowych kolegów, który dopiero co zaczął przygodę z rekonstrukcją i nie mając munduru, jest wśród harcerzy. Dojechaliśmy na miejsce, zbiórka i we trzech (Pitt, Łosiu i ja) ruszamy rzędem, z bronią na "odtrąbiono". Mijamy patrol policji. Idziemy na symboliczny cmentarz oddać hołd poległym.

Prezentujemy broń, chwila ciszy i musimy iść dalej. Jest jeszcze noc, czasem tylko wyłącznie nas słychać jak idziemy równym krokiem. Następny punkt to koszary, tam przed tablicami załogi ponownie prezentujemy broń. Mijamy kolejne patrole policji i BOR-u, wzbudzając nieme ni to zachwyt ni zdziwienie, ale nikt nas nie zatrzymuje. Wchodzimy na kopiec pod pomnik, tam stajemy wśród sztandarów harcerzy. Jest nas nieparzysta ilość, więc nie da rady zaciągnać wartę pod pomnikiem, choć oficer przygotowujący uroczystość nalega.

Wreszcie 4:45, ryk syren z portu, coś chwyta za gardło, dopiero wstaje świt. Prawie czekam na ryk salw z Zakrętu 5 Gwizdków - tam wędruje wzrok. Trzeba ochłonąć, bo potrzebna jest komenda. Trwa harcerski apel poległych, później przemówienia oficjeli, po nich składane są kwiaty. Robi się coraz jaśniej i coraz bardziej "rześko". Pojawia się pierwsze zmęczenie, emocje i uroczystość robią swoje. Po wszystkim schodzimy w szyku z kopca i koło zniczy ściągamy na chwilę tornistry. Później w drogę, coś zjeść i trzeba wracać do rzeczywistości - o 12 muszę być w pracy.

Przemysław Michalski

Powrót

 

© SH "Cytadela" Kopiowanie materiałów bez zgody zabronione.