Historia - Fińska Armia Ludowa
qrak - Pią 28 Lis, 2008 Temat postu: Fińska Armia Ludowa 30 listopada wybuchł konflikt między Związkiem Sowieckim A Finlandią, zwany później wojną zimową. Stalin, aby "uprawomocnić" agresję stworzył 1 grudnia 1939 roku w miejscowości Terijoki Fińską Republikę Demokratyczną (5 lat później "przerabialiśmy" to samo 22 lipca z PKWN i Lublinem), na czele której stanął Otto Kuusinen - stary fiński komunista. Powstaje także zbroje ramię tego rządu: Fińska Armia Ludowa. Cóż w tym niezwykłego? A no to, że znalazłem informacje (przewijają się na obcojęzycznych forach), żę armia owa była wyposażana przez Sowietów w zdobyczne polskie sorty mundurowe.
Czy ktoś spotkał się już z tym? Posiada jakieś źródła, zdjęcia? Temat chyba ciekawy.
Anonymous - Pią 28 Lis, 2008
Hmm jeśli to fakt to jest to bardzo ciekawa informacja.
Anonymous - Sob 29 Lis, 2008
Polecam ostatnio wydany w Polsce przekład książki Władimira Beszhanowa "Czerwony Blitzkrieg" ... bardzo ciekawa lektura w temacie ...
Tytuł oryginału: Krasnyj Blickrig
ISBN: 978-83-926205-2-5
Wydawnictwo Inicjał, Warszawa 2008
qrak - Sob 29 Lis, 2008
jazlowiak napisał/a: | Chodziło o brygadę kawalerii, którą miano wyposażyć w polskie mundury. |
Coś więcej można prosić?
Książek o tematyce wojny zimowej na polskim rynku jak na lekarstwo. O FAL jedynie w internecie szczątki informacji.
Anonymous - Sob 29 Lis, 2008
http://www.wydawca.com.pl/?s__karta.id__84
Cytat: |
DZIAŁ -> INNE / BIESZANOW WLADMIMIR / BESHANOV VLADIMIR
CZERWONY BLITZKRIEG
Władimir Bieszanow / Vladimir Beshanov
Wydawnictwo: Inicjał
Besteller Vladimira Beshanova, historyka z Białorusi, pisarza literatury wojennej.
,,Czerwony Blitzkrieg'' prezentuje fascynujące kulisy i przebieg zajęcia przez Związek Sowiecki we wrześniu 1939 roku wschodnich terenów Rzeczypospolitej, a następnie Litwy, Łotwy, Estonii, Bessarabii. Jak tak naprawdę wyglądał sowiecki ,,Pochód Wyzwoleńczy''? Co spowodowało, że państwa nadbałtyckie (oprócz Finlandii), bez jednego wystrzału, oddały się pod władzę ZSRR? Dlaczego Rumunia oddała Besarabię? Jakimi środkami dysponowała wówczas Armia Czerwona, jaki był powód i plan zajęcia sąsiednich państw, i co z niego wyszło. O tym wszystkim, uzupełnionym wieloma ilustracjami, czytajcie w ,,Krasnym Blitzkriegu''.
Patronat medialny: ,,Militaria'', ,,Notes Wydawniczy'', ,,Wydawca'', ,,Zabytki. Heritage''
Dystrybucję hurtową prowadzą firmy: Firma Księgarska Jacek Olesiejuk, Let's read s.c., Wolumen s.j.
ISBN 978-83-926205-2-5
B-5, stron 304, ilustracje, oprawa twarda |
Cytat: | Karta pozycji – fragmenty
CZERWONY BLITZKRIEG
FRAGMENT
Swoje zadanie ministra spraw zagranicznych
widziałem w maksymalnym poszerzeniu
granic naszej Ojczyzny.
Wydaje mi się, że wspólnie ze Stalinem
całkiem nieźle wywiązaliśmy się
z tego zadania.
W. M. Mołotow
Tym jednym zdaniem wszechzwiązkowy emeryt W. M. Mołotow, wspominając wydarzenia dawnych lat, scharakteryzował istotę bolszewickiej polityki wewnętrznej i zagranicznej, polityki, której niezmiennym celem było utworzenie Wszechświatowej Republiki Rad. Temu celowi wielki dyktator XX wieku J. W. Stalin poświęcił całe swoje życie, do tego celu dążył powoli i z uporem przez lata. W imię tej fantazji rozegrała się tragedia kolektywizacji i dokonały cuda industrializacji, grabiono cerkwie, Komintern wydawał miliony rubli, sprzedawano żywność, kupowano armaty, przeprowadzano czystki, pokonywano rekordy, niszczono opozycję, gnili w kopalniach „kaerzy” [od red: ros. kaer - kontrrewolucjonier], zawierano oraz zrywano sojusze i umowy, a że „zjednoczenie narodów pod sztandarem socjalizmu” nie jest możliwe „bez uporczywej walki socjalistycznych republik z zacofanymi państwami”, fabryki opuszczały tysiące samolotów i czołgów. Natomiast wezwania o pokój, „wspólne bezpieczeństwo”, histeria z obroną ojczyzny to - jak mówił Józef Wissarionowicz - „Mydlenie oczu, mydlenie... Wszystkie państwa tak robią”.
Dopiero gdy patrzy się przez pryzmat tego wyśnionego Celu, zrozumiała staje się logika podejmowanych przed wojną decyzji i czynów Wodza Wszystkich Narodów. Dopiero wówczas nabierają sensu umowy z kolejnym dyktatorem, zawziętym wrogiem komunizmu Adolfem Hitlerem - umowy, które odmieniły losy świata. Symbolem całego pakietu dokumentów, jakie po dziś dzień nie zostały dopuszczone do badań, a być może nawet już i nie istnieją, stał się sowiecko-niemiecki pakt o nieagresji, podpisany 23 sierpnia 1939 roku.
Uczeni mężowie z Instytutu Historii Powszechnej Akademii Nauk ZSRR przez prawie pół wieku wychwalali mądrość i dalekowzroczność podjętej wówczas decyzji, która pozwalała, „w oparciu o leninowskie zasady polityki zagranicznej oraz dzięki wykorzystaniu sprzeczności imperializmu, podważyć podstępne plany podżegaczy wojennych”. Podpisanie paktu o nieagresji „obnażyło głęboki rozpad świata kapitalistycznego”, pozwoliło na odroczenie niemieckiej napaści i znaczne przesunięcie granicy sowieckiej na zachód, a tym samym na poważne wzmocnienie bezpieczeństwa państwa. (...)
SPISEK
Krach wersalskiego ładu politycznego, upamiętniony podpisaniem układu w Monachium we wrześniu 1938 roku, nieuchronnie prowadził do kolejnego konfliktu zbrojnego między ówczesnymi mocarstwami, i to zarówno tymi rzeczywistymi, jak i pragnącymi tylko odgrywać taką rolę. Zbyt wielu obrońców pokoju tak naprawdę dążyło do wojny: Niemcy, Włochy. Japonia, Stany Zjednoczone i, oczywiście, Związek Sowiecki. W planach Fuehrera niemieckiego narodu, przekonanego do strategii „blitzkriegu”, było pokonanie kolejnych przeciwników i ustanowienie tysiącletniej hegemonii Trzeciej Rzeczy; skromny radziecki Gensek [od red.: Gieneralnyj Sekrietar’ - Sekretarz Generalny] J. W. Stalin oraz amerykański prezydent F. D. Roosevelt, którym wojna w Europie była jak najbardziej na rękę, czekali na dogodny moment do rozstrzygnięcia sporu o wpływy w świecie. Własne plany mieli japoński Mikado i włoski Duce. Świat skazany był na zagładę. (...)
Po czterech dniach do Moskwy przyleciał „superdyplomata” Joachim von Ribbentrop, a podczas rozmów ze Stalinem i Mołotowem, w nocy z 23 na 24 sierpnia, został podpisany standardowy pakt o nieagresji (kuriozalny był tu już sam fakt podpisania umowy o „nieagresji” między państwami niemającymi wspólnej granicy - jak na razie) na okres 10 lat (w Londynie w tym dniu bezskutecznie oczekiwano na przylot Hermana Goeringa z podobną misją) i, co najważniejsze, dodatkowy protokół do niego, określający sowiecką część „tortu”: (...)
Według Trockiego „Przymierze z Hitlerem dało Stalinowi to, co było dla niego najważniejsze: poczucie spełnionej zemsty. Prowadzić wojskowe negocjacje z nazistami podczas obecności w Moskwie misji wojskowych Francji i Anglii, oszukać Londyn i Paryż, nieoczekiwanie sfinalizować pakt z Hitlerem - w tym wszystkim widać chęć poniżenia rządu Anglii, zemsty za te poniżenia, które spotkały Kreml, gdy Chamberlain rozwijał swój nieudany romans z Hitlerem”.
Lecz cóż, Adolf Alojzowicz istotnie był człowiekiem sympatycznym, można było go zrozumieć, nie to, co jakichś tam Daladierów. A jaka zbieżność światopoglądów: „Tylko durnie twierdzą, że rewolucja nie została zakończona. Niestety, w naszym ruchu wiele osób uważa, ze rewolucja to ciągły chaos (...) Najważniejsze - dobrać ludzi, którzy ze ślepą wiarą wdrażać będą w życie decyzje rządu. Partia - to swojego rodzaju zakon (...) Fuehrer może być tylko jeden (...) Musimy zewrzeć szeregi partyjne. Nie mamy prawa walczyć ze sobą (...) Dlatego kończmy niepotrzebne dyskusje!” A jak sprytnie Fuehrer zorganizował swoim „starym bojownikom” „noc długich noży”! Cokolwiek by powiedzieć, Hitler to „wielki strateg rewolucji”.
Ribbentrop wspominał później, że wśród kremlowskich bolszewików czuł się jak w gronie starych towarzyszy partyjnych. (...)
Obaj dyktatorzy byli zadowoleni z siebie, i z przeciwników. Nawet bardzo.
„Cały świat mam teraz w kieszeni!” - krzyczał, bijąc pięścią w stół, Hitler. Już wydał rozkaz zaatakowania Polski. „Wygląda na to, że wyprowadziliśmy ich w pole” - powiedział z zadowoleniem Stalin. On podliczył już polityczne profity. (...)
MARSZ WYZWOLEŃCZY
Spór Słowian
(...) Również bolszewicy nie przepadali za niepodległą Polską. I to bardzo mocno. Tuż po październikowym przewrocie, po ogłoszeniu prawa narodów do samostanowienia, leninowskie władze przystąpiły do sowietyzacji wszystkich ziem wchodzących wcześniej w skład rosyjskiego imperium. Polskich patriotów, walczących o odrodzenie, na zgliszczach carskiego mocarstwa, swego państwa, które przestało istnieć po rozbiorze Rzeczypospolitej w 1795 roku, od razu zaliczono do „kontry”.
Już w styczniu 1918 roku WCzK rozpoczęła skierowaną przeciwko Polakom politykę terroru. W ramach Stawki została powołana komisja specjalna „do walki z polskimi kontrrewolucyjnymi wojskami”, której podstawowym zadaniem było „likwidowanie kontrrewolucyjnych prowodyrów w polskich oddziałach”. Nawet z tego krótkiego przytoczenia wynika, że „prowodyrami” była większość Polaków. Dlatego też „komisja uznała za możliwe postawienie całego wojska polskiego poza prawem”.
28 stycznia wojskowy kontrwywiad donosił Feliksowi Dzierżyńskiemu: „W walczących z kontrrewolucją oddziałach frontowych wydzielono do walki z Polakami i Rumunami kilka batalionów. Płacimy po 12 rubli za dzień i dobrze karmimy. Z wysłanych przeciwko legionistom jednostek najemników zostały sformowane dwie drużyny: jedna składająca się z najlepszych strzelców, przeznaczona do rozstrzeliwania Polaków-oficerów, druga, składająca się z Litwinów i Łotyszy, do niszczenia zapasów żywności w Witebskiej, Mińskiej i Mochylewskiej gub., w miejscach koncentracji polskich jednostek. Niektórzy miejscowi chłopi również wyrazili chęć napadania na Polaków i ich likwidowania”.
Mowa tu nie o Polskiej Armii, której przecież jeszcze nie było, lecz o „zbuntowanym” korpusie generała Józefa Dowbór-Muśnickiego (...)
Polscy generałowie do końca 1938 roku podstawową uwagę kierowali na opracowywanie planów wojny przeciwko Sowietom. Dopiero gdy Fuehrer zażądał zwrotu Gdańska, gdy zerwał pakt o nieagresji i zaproponował „globalne uregulowanie” stosunków, zaczęto myśleć poważnie o wojnie z Niemcami, do końca jednak licząc, że Anglia i Francja „nie dopuszczą”, a Hitler „nie zdecyduje się” - trzeba z nim jedynie postępować ostrożniej. „To nie Niemcy, lecz Polacy wtargną w głąb Niemiec w pierwszych dniach wojny!” - ogłosił hardo w Paryżu poseł Juliusz Łukasiewicz. (...)
W Warszawie uważano, że jeśli Armia Czerwona przyjdzie z pomocą, to usunięcie jej będzie niemożliwe. „Komunizacji” państwa władze polskie obawiały się bardziej niż jakiejkolwiek napaści. „Niezależnie od następstw - oświadczył Naczelny Inspektor Sił Zbrojnych Edward Rydz-Śmigły - ani jedna piędź polskiej ziemi nie będzie zajęta przez wojska rosyjskie. Doprowadziłoby to do okupacji części kraju i naszej pełnej zależności od Sowietów”.
Białoruś ukochana
Na prawym skrzydle Frontu Białoruskiego od granicy łotewskiej do Begomla została rozwinięta 3. Armia, której zadaniem było zajęcie Wilna. Główne uderzenie miały przeprowadzić 4. Korpus Strzelecki (50. i 27. Dywizje Strzeleckie) oraz grupa szybka, w skład której weszły 24. Dywizja Kawalerii i 22. Brygada Czołgów (219 czołgów T-20), kierowana przez dowódcę dywizji kombriga P. Achlustina. Sowieckie jednostki szybko pokonały polską straż graniczną, zabiły 21 i wzięły do niewoli 102 żołnierzy, i już po godzinie ósmej rano 18 września grupa zajęła Dokszyce, a do osiemnastej - Duniłowicze. Tu z braku paliwa czołgi zatrzymały się: chwacki komdiw-kawalerzysta odmówił przepuszczenia przed sławnymi jeźdźcami kolumny zaopatrzenia brygady czołgów. Daleko w tyle pozostała piechota. 27. Omska Dywizja Strzelecka imienia „Włoskiego Proletariatu” zajęła o godzinie dwunastej Parafianowo i dotarła do rzeki Serwecz, 50. Dywizja Strzelecka zajęła Królewszczyznę.
Z nieba „stalinowskie sokoły” szczodrze rozrzucały paczki z „Odezwą dowódcy Frontu Białoruskiego”. Ulotki miały wyraźny antypolski i antyniemiecki charakter i z pewnością by się nie spodobały Ribbentropowi:
Bracia Białorusini!
Prawie od dwudziestu lat znajdujecie się po jarzmem polskich panów, obszarników i kapitalistów. To oni zabrali wam ziemię, przynosząc wam nędzę i głód. Ziemie białoruskich i ukraińskich chłopów zasiedlane są przed polskich obszarników, osadników, wojskowych kolonistów. Duszono was ogromnymi podatkami i kontrybucjami. Obszarnicy czynili wszystko, aby Was, sumiennych białoruskich ludzi pracy, uczynić nędzarzami. Panowie i obszarnicy wysysają z was ostatnie krople krwi... (...)
W te śmiertelnie niebezpieczne dla Was dni, bracia Białorusini, Wielki Naród sowiecki wyciąga do was rękę z pomocą. Idzie wam na pomoc niezwyciężona Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona, aby na zawsze wyzwolić Was od uzależnienia od panów, obszarników i kapitalistów, aby na zawsze wyzwolić Was i Wasze rodziny od niebezpieczeństwa zniszczenia ze strony wrogów białoruskiego narodu.
Bracia Białorusini! Pomagajcie oddziałom Armii Czerwonej, która niesie Wam wyzwolenie spod jarzma panów, obszarników i kapitalistów. Niszczcie naszych wrogów, występujących z bronią w ręku przeciwko oddziałom Armii Czerwonej.
Braterskie pozdrowienia śle Wam szczęśliwy naród kwitnącej Sowieckiej Białorusi.
(...)
Po południu 19 września gruchnęła wiadomość, że sowieckie czołgi znajdują się niedaleko od Grodna. Co prawda atak oczekiwany był ze wschodu, od strony Wilna i Lidy, ale Rosjanie, zastosowawszy wojskowy „fortel”, podeszli do miasta od południa. Było to na rękę obrońcom, gdyż atakujący musieli najpierw forsować Niemen i lądować na prawym, bardzo niedogodnym z wojskowego punktu widzenia brzegu.
Jednostki 15. Korpusu Czołgów ruszały na cel falami, w miarę tankowania paliwa. Jako pierwsi rankiem 20 września ruszyło na Grodno 50 „beteszek” [czołgów BT] 27. Brygady Czołgów. Czołgiści zaatakowali przeciwnika z marszu i przerwawszy słabą obronę na południowym przedmieściu, wyszli na Niemen. Niektórym czołgom dowodzonym przez majora F. I. Kwitko udało się przedostać się do centrum miasta, na plac Wolności. „Czerwone flagi łopotały nad nimi - wspominali naoczni świadkowie - do pierwszego czołgu przyczepiony był bukiet kwiatów. Gdzieś tam witano ich kwiatami, ale nie w Grodnie”.
Ocknąwszy się po chwilowym zaskoczeniu nagłym pojawieniem się, dosłownie pod oknami, bojowych pojazdów sowieckich, ludzie wyszli na ulice. Ale nie po to, by uczestniczyć w świątecznym mityngu. Pozostawione bez wsparcia piechoty czołgi zaatakowali ze wszystkich stron żołnierze, policjanci i młodzież, wykorzystujący małokalibrową broń, którą można było policzyć na palcach, oraz butelkowe „granaty” - te trzymali prawie wszyscy gimnazjaliści. Pomimo nieprzerwanego ognia, czołgi zapalały się jeden po drugim. BT dowódcy wybuchł wraz z załogą.
„Rzucaliśmy granatami i strzelali z karabinów, by ściągnąć ogień na siebie - wspominał uczestnik walk, polski sierżant Alojzy Tauduł. - Lotnicy (z naziemnych służb 5. Pułku Lotniczego), wykorzystawszy moment, biegiem rzucili się do czołgu. (...)
Na Polesiu zostały rozwinięte wojska 23. Strzeleckiego Korpusu (52. Strzelecka Dywizja oraz okręty Dnieprowskiej Flotylli) komdiwa S. D. Akimowa, którym wydano zakaz przekraczania granicy aż do otrzymania specjalnego rozkazu. Korpus przyłączył się do „Wyzwoleńczego Marszu” dopiero wieczorem 18 września, uderzając we flankę i tyły Grupy Operacyjnej „Polesie” generała Kleeberga (o jej istnieniu sowieckie dowództwo nie miało zresztą pojęcia). W skład zgrupowania wchodziły Dywizja Piechoty „Kobryń” (siedem batalionów piechoty, dwa baony haubic), Podlaska Brygada Kawalerii oraz Pińska Flotylla Rzeczna, licząca 102 jednostki bojowe i pomocnicze. Główną siłę uderzeniową flotylli tworzyły cztery monitory typu „Warszawa” oraz dwa typu „Kraków”.
Tuż przy samej sowieckiej granicy, w Dawidgródku, od 15 września mieścił się ewakuowany z Warszawy sztab Korpusu Ochrony Pogranicza kierowany przez generał Wilhelma Orlik-Rueckemanna, któremu nominalnie podlegały wszystkie jednostki broniące granicy państwowej. Jednak realną łączność generał utrzymywał jedynie z brygadą KOP „Kleck” oraz pułkiem KOP „Sarny”.
17 września około godziny piątej rano do dowództwa KOP dotarła wiadomość, że sowieckie wojska przeszły granicę i zaatakowały strażnice. „Nie tylko od chwili ogłoszenia ogólnej mobilizacji, lecz i do końca wojny kierownictwo KOP nie otrzymało ani jednej dyrektywy lub rozkazu, co mamy czynić w przypadku wojny z Niemcami lub wojny na dwa fronty” - wskazywał w doniesieniu Rueckemann. Przez cały ten czas Korpus Ochrony Pogranicza spełniał rolę odwodów, niezbędnych do formowania nowych jednostek wojskowych.
Niemniej na zapytania dowódców generał bez wahania wydał rozkaz organizowania obrony i okazania oporu przeciwnikowi, choć doskonale wiedział, że straż graniczna nie jest w stanie powstrzymać naporu Armii Czerwonej. Bardziej liczył na danie czasu jednostkom Wojska Polskiego rozmieszczonym na Polesiu na przygotowanie działań wojskowych przeciwko nowemu wrogowi. Jednak nie udało mu się nawiązać łączności z generałem Kleebergiem. Równocześnie do sztabu Grupy Operacyjnej „Polesie” wiadomość o sowieckim wtargnięciu dotarła od dowódcy brygady KOP, podpułkownika Różyckiego-Kołodziejczyka. Generał Kleeberg, który doskonale znał słabość i małą liczebność oddziałów straży, wydał rozkaz stawiania jak najdłuższego oporu, a w przypadku przegranej odstępowania na zachód. Z braku łączności, obydwa znaczące zgrupowania (KOP, liczącym prawie 7000 osób oraz zgrupowanie „Polesie”) działały niezależnie od siebie.
Żołnierze KOP, mimo przytłaczającej przewagi oddziałów Armii Czerwonej, stawili jej zdecydowany opór. I tak batalion „Ludwikowo” pod dowództwem kapitana Andrzeja Szumlińskiego, liczący 700 żołnierzy, z których 100 nigdy nie trzymało w rękach broni, prowadził bój do godziny 15:00 i nie oddał pozycji, póki nie otrzymał rozkaz wycofania się do Łunińca. Jego straty wyniosły 8 zabitych, 9 rannych; 7 trafiło do niewoli. W stronę Łunińca z zamiarem połączenia się z Brygadą „Polesie” przedzierał się przez lasy również batalion „Kleck”. Jednostki KOP były spychane na południe, nie straciły jednak wartości bojowej i poddawać się nie zamierzały.
Generał Kleeberg postanowił bronić się powierzonymi mu siłami do końca - rozwinął je w kierunku północnym, wykorzystując naturalne warunki terenu. W nocy z 17 na 18 września wydał ogólny rozkaz o obronie Polesia na linii Kobryń - Pińsk - Łuniniec. (...)
Ukraina ukochana
Również wojska Frontu Ukraińskiego przeszły granicę państwową i rozpoczęły marsz w głąb Polski. Ne terytorium Zachodniej Ukraina armia polska prawie nie okazała oporu z zasadniczej przyczyny - rozkazu marszałka Rydza-Śmigłego. Oddziały te miały także szansę na przejście do Rumunii. (...)
W pasie działania 6. Armii (17. Strzelecki i 2. Korpus Kawalerii - 80 834 żołnierzy, 630 dział i moździerzy, 675 czołgów) grupa szturmowa straży granicznej i czerwonoarmistów o 4:00 rano 17 września zdobyła most w Wołoczyskach. Pół godziny później artyleria 17. Korpusu Strzeleckiego zaatakowała obiekty wroga rozłożone na przeciwległym brzegu rzeki Zbrucz, wykorzystując zdobyty most i przeprawy. Po „zaliczeniu szkolenia w pokonywaniu przeszkód wodnych” jednostki 17. Korpusu (96. i 97. Dywizji Strzeleckie, 38. i 10. Brygady Czołgów) uformowały kolumny marszowe i ruszyły w stronę Tarnopola. Jednostki szybkie prześcignęły piechotę i już wieczorem 10. Brygada Czołgów (98 czołgów T-28 i 40 BT, 19 wozów pancernych) weszły do miasta. Nacierająca od północy 24. Brygada Czołgów (305 czołgów BT, 8 T-26, 28 wozów pancernych) pułkownika P. S. Fotczenkowa, wspólnie ze 136. Pułkiem Strzeleckim 97. Dywizji, przeszła przez Dobrowody i obchodząc Tarnopol od północnego zachodu około godziny 22:00 dotarła do jego zachodnich krańców, gdzie przystąpiła do oczyszczania ich z polskich jednostek.
Choć nie napotkano zorganizowanego oporu, nie obeszło się bez sporadycznej wymiany ognia. I tak kilku polskich żołnierzy wraz z dwoma oficerami ustawiło ckmy na wieży kościoła w centrum miasta i rozpoczęło obstrzał sowieckich wojsk. ,,Nieoczekiwanie z kościoła chlusnął po ulicy ogień z karabinów maszynowych - wspominał S. M. Sztemenko. - Zarżały konie, rozbiegli się ludzie. Odpowiedziano ogniem. Nie przerwano go aż do samego rana. Od czasu do czasy strzelanina rozlegała się to w jednym, to w drugim końcu miasta. W kościele znaleźliśmy całe zwały pustych łusek, ale tego, kto strzelał po ulicy, nie udało się schwytać. Mówiono, że był to ksiądz, który wyśliznął się przez ukryte wyjście”. (...)
RADOŚĆ ZWYCIĘZCÓW
Wkroczenie Armii Czerwonej do Polski oznaczało rozpoczęcie nowego etapu stosunków dyplomatycznych między Rzeszą a ZSRR, których głównym zadaniem było unikanie mogących zachodzić ,,nieoczekiwanych i przypadkowych zdarzeń''. Wieczorem 18 września w rozmowie z Schulenburgiem Stalin ,,jakoś tak nieoczekiwanie'' rzucił, że strona sowiecka ma wątpliwości, czy niemieckie dowództwo odprowadzi wojska ,,za linię, która była określona w Moskwie'' i czy generałowie zgodzą się na zwrot zdobytych terenów. Poseł potwierdził, że Niemcy ,,są zdecydowane wypełniać warunki moskiewskiej umowy'', a uczestniczący w rozmowie generał Koestring odpalił: ,,Niemieckie siły zbrojne wykonają tylko to, co rozkaże Fuehrer''. (...)
W Wołkowsku odbyły się rozmowy z przedstawicielami niemieckimi określające procedurę wycofania wojsk niemieckich z Białegostoku i przekazania miasta oddziałom 6. Korpusu Kawalerii. Od rana 22 września zdążał tam oddział czołowy 6. Dywizji Kawalerii dowodzony przez pułkownika I. A. Plijewa. Do Białegostoku oddział dotarł o godzinie 13:00 i już trzy godziny później Plijew „przyjął miasto”, a opuściła je niemiecka ariergarda. Marszałek-poeta A. I. Jeremienko nie wytrzymał i puścił wodze fantazji:
„Chodziło o to, że wkrótce powinny się gdzieś tam spotkać dwie armie: wyzwoleńcza Armia Czerwona i rozbójniczy, niemiecko-faszystowski Wehrmacht. Doszło do tego w Białymstoku. Hitlerowcy już weszli do miasta. Natomiast my (?) zaproponowaliśmy im opuszczenie go. Oni wyrazili na to zgodę (??), lecz postawili warunek - do Białegostoku najpierw miała przybyć drużyna wojsk sowieckich w składzie nie więcej niż 120 osób, natomiast nasze pozostałe jednostki miały wkroczyć tu dopiero po odejściu wojsk niemieckich.
Najpierw gubiliśmy się w domysłach: dlaczego Niemcy postawili taki warunek? Później zrozumieliśmy - obawiali się, że żołnierze hitlerowscy zobaczą ciepłe i przyjacielskie przyjęcie naszej armii, podczas gdy do nich mieszkańcy Białorusi odnosili się z nieskrywaną pogardą. (...) Gdy nasi kozacy weszli do miasta, nastąpiło to, czego hitlerowcy obawiali się i próbowali uniknąć. Słuch o wkroczeniu sowieckich wojsk migiem obiegł miasto. Dopiero co bezludne i martwe ulice wnet zapełniły się ludźmi, którzy potokiem ruszyli do centrum. Naszych towarzyszy otoczyły tysiące mieszkańców. Witano ich gorąco, obejmowano jak braci i wręczano kwiaty. Niemieckie dowództwo obserwowało ten obrazek z nieukrywanym rozdrażnieniem. Kontrast przyjęcia Wehrmachtu i naszej armii przez społeczeństwo nie tylko Białegostoku, lecz i innych miast ukazywał bezdenną przepaść, jaka dzieliła dwie armie, reprezentujące dwa różne państwa, dwa światy''. (...)
Interesujące i zagadkowe wydarzenia rozegrały się w Kobryniu. Wydana w 2002 roku kronika historyczna tych miejsc głosi, że po wycofaniu się 18 września Polaków „Mieszkańcy miasta spędzili niespokojną noc, czekając, że w każdej chwili faszyści wedrą się do ich domów. Jednak ranek przyniósł wiadomość, która niosła nadzieję: od wschodu nadciąga Armia Czerwona. Przez kilka dni w Kobryniu panowała anarchia (...) Z inicjatywy byłych członków KPZB, którzy podjęli się ochrony mieszkańców, zaczęto organizować oddziały samoobrony. Do nich przyłączyli się więźniowie obozu w Berezie Kartuskiej (...) Tak narodziła się Gwardia Robotnicza Kobrynia, która położyła koniec szabrownictwu i panice w mieście, zorganizowała ochronę ważniejszych obiektów. Oddziały kilkakrotnie musiały zmierzyć się z podejmowanymi przez dywersantów (?) próbami wysadzenia mostu kolejowego przez Muchawiec''. Wygląda więc na to, że Niemicy cały dzień walczyli o Kobryń, pobili Polaków, ale miasta już nie zechcieli zajmować. Pewnie zachwycali się widokami z drugiej strony rzeki. Nie wiadomo tylko, z czego wzięła się cała ta bijatyka? Niemieccy generałowie, choć „faszyści”, swoich żołnierzy potrafili oszczędzać i pod kule bez sensu nie wystawiali. Moskiewskie negocjacje o linii demarkacyjnej jeszcze się nie rozpoczęły. Cóż więc przeszkadzało niemieckiej 2. Dywizji Zmotoryzowanej w zajęciu Kobrynia? (...)
A tymczasem sowiecko-niemiecka przyjaźń kwitła w najlepszej. Wieczorem 27 września do Moskwy w celu ,,omówienia z rządem ZSRR zagadnień związanych z wydarzeniami w Polsce'' przybył Joachim von Ribbentrop. Na dwa dni przed jego przyjazdem Stalin i Mołotow oznajmili niemieckiemu ambasadorowi, że chcą złożyć dodatkowe propozycje związane ze sprawą polską. Rząd sowiecki zaproponował, jak to wyraził się Schulenburg, ,,dorzucić do niemieckiej porcji'' całe województwo lubelskie i część warszawskiego, leżące na zachód od rzeki Bug, czyli ustalić granicę na linii Curzona. W zamian Kreml poprosił o Litwę. Stalina korciło już, by ,,zabrać się za rozwiązanie problemu państw nadbałtyckich''. (...)
POŁNOCNO-ZACHODNIA GRANICA
Niepodległe państwa nadbałtyckie powstały w wyniku rozpadu rosyjskiego imperium, przegranej Niemiec i wydarzeń rosyjskiej wojny domowej.
Pierwsze próby tworzenia zarówno sowieckiej, jak i narodowej władzy zostały zdeptane obcasami armii kajzera, okupującej terytoria nadbałtyckie do wiosny 1918 roku. Zgodnie z postanowieniami pokoju brzeskiego, podpisanego przez bolszewików 3 marca, Rosji udało się wyjść w miarę cało z pierwszej wojny światowej, oddając w zamian część swoich terytoriów, m.in. Litwę, Łotwę i Estonię. (...)
Bałtowie pod lufą pistoletu
Choć obydwie strony zobowiązały się do zachowanie ,,w ścisłej tajemnicy'' punktów dodatkowego protokołu o nieagresji, plotki o przeprowadzonym w Moskwie rozbiorze Europy Wschodniej powstały prawie od razu, wywołując zrozumiały niepokój władz państw nadbałtyckich. Z prośbą o wyjaśnienia zwrócono się natychmiast do przedstawicielstw dyplomatycznych Niemiec i ZSRR. Oczywiście hitlerowscy dyplomaci, podobnie jak ich sowieccy koledzy, zaprzeczyli istnieniu jakichkolwiek umów naruszających suwerenność państw nadbałtyckich. (...)
Formalnego pretekstu do politycznego nacisku dostarczył Sowietom incydent z polskim okrętem podwodnym ORP ,,Orzeł''. (...)
Równolegle z wykręcaniem rąk Estończykom, 27 września prowadzone były w Moskwie rozmowy z Niemcami, podczas których poruszono również sprawy państw nadbałtyckich. Ribbentrop, zorientowany już wcześniej w sowieckich propozycjach złożonych Estonii, i rozumiejąc, że ,,należy je oceniać jako pierwszy krok do rozwiązania problemu nadbałtyckiego'', poprosił sowieckie kierownictwo o informację, ,,kiedy i w jaki sposób ma ono zamiar kompleksowo uregulować te sprawy''. Zainteresował go pomysł Stalina o utworzeniu w Estonii ,,pod płaszczykiem traktatu o wzajemnej pomocy'' baz wojskowych, zapytał również, ,,czy rząd sowiecki zamierza powoli przejmować Estonię, a być może i Łotwę''. Na to pytanie Stalin odpowiedział twierdząco. (...)
28 września, gdy Ribbentrop lornetował baletnice z ,,Jeziora łabędziego'', z estońską delegacją dopracowywano teksty i ustalano miejsca bazowania sowieckiej floty. Największy sprzeciw Estończyków wzbudziła chęć Moskwy ulokowania swej bazy marynarki wojennej w samym Tallinie (...) Rząd estoński uważał, że dla obsługi i ochrony sowieckich lotnisk i baz całkowicie wystarczy 5 tysięcy wojskowych. Józef Wissarionowicz podał cyfrę 25 tysięcy, i to jako minimum, uzasadniając ją ,,po koleżeńsku'': ,,,Gdy będzie zbyt mało wojska, okrążycie je i zlikwidujecie''. Zaszokowało to nowo pozyskanych sojuszników Stalina: ,,To są obraźliwe sugestie. Podpisujemy umowę sojuszniczą, a wy rozmawiacie z nami, jak byśmy byli najgorszymi wrogami, którzy tylko szukają okazji do napaści''. (...)
Kolejnym punktami planu Stalina były Litwa i Łotwa.
29 września, ledwie pożegnawszy się z Ribbentropem, Mołotow wezwał do siebie litewskiego posła Ladasa Natkieviciusa i poinformował go, że należy podjąć bezpośrednie rozmowy dotyczące zagranicznej orientacji Litwy. (...)
18 października, o godzinie ósmej rano, po zakończeniu wzajemnych powitań, odegraniu hymnów państwowych i armatnich salutach, w ściśle wyznaczonych miejscach na granicy, z dwu kierunków, od strony Narwy i Peczory, wkroczyła do Estonii Armia Czerwona.
W odróżnieniu od wcześniejszych ,,stref stalinowskich wpływów'', Finlandia nie miała ochoty ,,na żadne zmiany'' - ani terytorialne, ani polityczne. Bezczelnie odrzuciła narzucany traktat o rozmieszczeniu na jej terytorium cudzoziemskich baz, jak też ,,sprawiedliwe żądania'' Kremla w rodzaju: ,,wycofać swoje wojska jak najdalej'' lub zamienić Przesmyk Karelski i Półwysep Rybacki na karelską tundrę. Zdenerwowany tym towarzysz Stalin postanowił zerwać stosunki dyplomatyczne oraz traktat o nieagresji i spuścić Finom pokazowe lanie. ,,Wkrótce - uprzedzała ,,Prawda'' w czołówce o intrygującym tytule 'Błazen w fotelu premiera' - Kajander będzie mógł sprawdzić w praktyce, że to nie marionetki fińskiego rządu, lecz obecne kierownictwa Estonii, Łotwy i Litwy, które podpisały z ZSRR traktaty o wzajemnej pomocy, są dalekowzrocznymi politykami''. |
qrak - Wto 12 Maj, 2009
Chodzi o działka pepanc Boforsa?
Anonymous - Wto 12 Maj, 2009
Dokladnie to Bofors
Funky_OWall - Wto 12 Maj, 2009
...i o hełmy wz.31
qrak - Wto 12 Maj, 2009
Działka Boforsa 37mm były na wyposażeniu regularnej armii fińskiej walczącej z Sowietami już w 1939 roku.
A te hełmy to... hmmm. Po przyjrzeniu się nie wyglądają mi na wz. 31 a raczej na szwedzkie.
http://www.geocities.com/swedish_helmets/
Ze Szwecji podczas Wojny Zimowej nadeszła największa pomoc dla Finlandii.
Anonymous - Czw 22 Paź, 2009
A może to Was zainteresuje? Jest tu sporo zdjęć.
http://www.kevos4.com/
Anonymous - Czw 22 Paź, 2009
Propo Boforsów
http://www.youtube.com/watch?v=GN-SGPNgfnM
http://www.youtube.com/watch?v=dKBq1k2ZeH8
http://www.youtube.com/watch?v=BwJ8TK0gF1s
http://www.youtube.com/wa...I6Ca2XNRlw&NR=1
http://www.youtube.com/wa...0WNP2N32sY&NR=1
Spora różnica w prawdziwej pracy działka, w porównaniu do smutnego strzelania z peterd na naszych rekonstrukcjach ...
ArturS - Czw 22 Paź, 2009
Milo zobaczyc jak naprawde strzelał bofors - ta łuska wylatujaca automatycznie po oddaniu strzału...
Anonymous - Pią 23 Paź, 2009
Oj miło,miło
Anonymous - Pią 23 Paź, 2009
Dokładnie ... świetnie to wygląda ... zabójczo sprawna maszyna. Wspaniale pracuje. Nie wiem czemu ale kojarzy mi się z jakimś zabójczym kocurem w ostatnim skoku dopadającym zwierzynę. Nie znam detali budowy Boforsa, ale pięknie widać jak konstrukcja pochłania odrzut, całość pracuje i wyrzuca łuskę ... kurczę, żeby w Europie gdzieś takie eventy były dostępne ... jak ja bym chętnie sypnął sobie z takiego Boforsika, czy np. Browninga. W sumie u nas już organizaowane są festwiale strzeleckie gdzie na parę minut można wypożyczyć i strzelić z kb czy pistoletu. Może się doczekamy i automatycznej broni i ... ppanców
qrak - Sob 24 Paź, 2009
parzydar napisał/a: | Tylko dostać się za Wielką Wodę. Może kiedyś .... |
Albo sprowadzić ich do siebie, np. wypowiadają USA wojnę i zaraz się poddać
Robert - Sob 24 Paź, 2009
Różnie to może być z tym poddaniem się - historia może być taka jak w opowiadaniu pt. "Noteka 2015". Co prawda, publikowane to było na łamach "Fantastyki", ale ...
Anonymous - Sob 24 Paź, 2009
qrak napisał/a: | parzydar napisał/a: | Tylko dostać się za Wielką Wodę. Może kiedyś .... |
Albo sprowadzić ich do siebie, np. wypowiadają USA wojnę i zaraz się poddać |
Hi hi Francuzi zrobili to ostatniom razom
|
|
|