"DRUŻYNA - ZBIÓRKA!!!"
Gdy rozlega się głos plutonowego milkną urwane w pół rozmowy, papierosy upadają na ziemię, a najważniejszą rzeczą pod
słońcem jest stanąć sprawnie na swoim miejscu w dwuszeregu. Jak piłka bilardowa obijam się w ciżbie o kolegów i szukam
w zieleni sukiennych płaszczy znajomych mi okularów kaprala Łosia - obok niego zawsze stoję... Są okulary, są 2 belki,
jest kapral, ja staję z jego lewej, postawa swobodna, karabin przy nodze, kryję, wyrównuję... Chyba jest dobrze....
bo nie słychać "EEEECHHH...PLATFUSY...", a może ważniejszą rzeczą jest odejść szybko na Polanę Pohulanka, gdzie mają
odbyć się zajęcia... Chyba tak, bo gdy ruszyliśmy w dwójkach zaraz usłyszeliśmy: ..."DRUGA ROTA - CO TO ZA
MISIE....!!!!!!??????" albo: "BYŁA KOMENDA - RÓWNY KROK, RÓWNY KROK ...PATRZEĆ JAK IDZIE POPRZEDNIK!!!". Pokornieją
najstarsi nawet rezerwiści, bo wstyd "misiaczka" robić i krok gubić - nieładnie... a w dwójkach z karabinem na pasie
inaczej się kroczy niż na spacerze, tu innych nawyków potrzeba, by ładnie wyglądało. Bo ludzie oglądać i oceniać nas będą,
a zwykle widzowie nie mają litości.
Zanurzamy się w ośnieżony, piękny las. Para bucha z ust, skrzypią buty i popiskuje tu i ówdzie łopatka, pochwa bagnetu
- chyba już nieco równiej... Dochodzimy do Pohulanki, miejsca ćwiczeń musztry.
fot. Bogdan Perka i Tomasz Sarnecki | ||||
"W KOZŁY-BROOOŃ...!!!!!" "W KOZŁY-BROOOŃ!!!", "W KOZŁY-BROOOOŃ!!!!"... i tak ciągle, byśmy wreszcie nabrali nawyku, że
gdy słychać "W KOZŁY" to się nie śpi ani nie rozgląda, tylko pierwszy szereg natychmiast wykonuje w tył zwrot... Teoretyk
powie: "to proste", a strzelec - praktyk: "proste - może za piętnastym razem". Stawianie i rozbieranie kozłów ... Potem
przychodzi czas na to co jest achillesową piętą oddziałów rekonstrukcyjnych - równy krok na baczność - ktoś powie "nuda",
ale jak bez tej "nudy" zaprezentuje się oddział na uroczystościach, w których przyjdzie mu brać udział? Trzeba tej "nudy"
więcej by wstydu nie było.
Kapral Łoś demonstruje piękny równy krok trzymając przy tym dumnie wzniesiony podbródek, po czym po dobrych kilkanaście
kroków lepiej lub gorzej wykonuje każdy strzelec pojedynczo... Jakoś i mnie poszło, choć mam wrażenie, że równym krokiem
na baczność chodzę zbyt siłowo i dlatego szybko czuję zmęczenie.
Była też powtórka z regulaminowego "PADNIJ" i "POWSTAŃ" - w tak prawdziwie zimowy dzień łokcie i kolana znikają w otchłani
śniegu, czyniąc to ćwiczenie bardzo trudnym. Ileż wysiłku wkładał przy tym nasz celowniczy ze swym rkm - makietą i modelem
wprawdzie, ale ważącym dobrych parę kilo...
Ile się nasłuchaliśmy o właściwym trzymaniu broni... I słusznie, może wejdzie ów nawyk w krew i da lepszy efekt
wizualny ćwiczonego elementu, oraz zwiększy bezpieczeństwo podczas inscenizacji.
RKM - SKOOOOK-BIEGIEM MAARSZ! To było dla mnie i pozostałych kolegów z obsługi hasło do poderwania się ze śniegu
i przeskoczenia susem na drugą stronę szosy. Idziemy na drugą część zajęć czyli rekonstrukcję patrolu - w mazowieckim
zimowym krajobrazie pełnym równin, wzgórz, piasków i lasków zajmujemy kolejne drogi, cieki wodne, opuszczony dom we wsi.
Staramy się poruszać jak najlepiej wykorzystując teren - na rycinach w starym regulaminie wszystko wygląda tak ładnie
niczym w świecie idei, ale jak tu zająć oddalony o 400 m las, przedzielony białą gładzią śniegu po kolana? Jak to czynić
szybko i niepostrzeżenie? Marsz jest uciążliwy, nogi krzywią się i zapadają czasem głęboko, na karabinie mam jednak
obowiązkowo nałożony bagnet, puszkę maski przeciwgazowej przypiętą z przodu na piersi do guzika płaszcza - to dlatego,
że idę jako szperacz. Mróz tężeje, szczypie w uszy. Moją ciepłą polówkę pożyczyłem młodemu rekrutowi, sam mając teraz na
głowie tylko hełm. Koledzy opuścili nauszniki rogatywek lub furażerek i na nie nałożyli hełmy - zazdroszczę im. Smar na
bagnecie zmienia konsystencję, w nosie zamarza. Jak nic jest -10 stopni.
Najgorsze jest zaleganie i wyczekiwanie - marzną stopy, a przez sukno płaszcza i kurtki przedziera się zimno. Nie bez powodu
w mroźne dni należało nosić kożuszek lub flanelowy kaftan pod płaszczem...
Rozgrzewa za to bieg i chrupanie sucharów dodających nieco energii.
Na rozległej polanie drużynowy przeprowadza ćwiczenie skoków całą drużyną, skrzydłami, grupami i pojedynczo. Skoki - to
pewnie dzięki nim o piechocie mówiło się "ZAJĄCE". Bez skoków uwieńczonych szturmem, bez dowodzenia wykonującymi atak
strzelcami i słuchania przez strzelców komend, nie ma jednak mowy o dobrze prezentującej się rekonstrukcji natarcia
polskiej piechoty podczas inscenizacji dla publiczności, dlatego cierpliwie ćwiczymy ten element.
DRUŻYNA - ODTRĄBIONO!!!
Słońce zachodzi, zmierzch zapada - maszerujemy zaśnieżonymi drogami przez lasy, wsie i pola pokryte bielą.
Do miejsca postoju jeszcze 6 km. W lędzwiach gromadzi się zmęczenie z całego dnia. Ostatni postój, mróz, konserwa oraz
suchar i dalej marsz w noc...
Na kwaterze czeka jednak gorąca grochówka - dzwonią menażki, ten i ów zasypia pod kocem...
Jest ciepło. Ciężkie okute trzewiki zdjęte ze stóp.
Jak dobrze, że nikt nie kazał po posiłku dalej maszerować, i że były to tylko manewry rekonstrukcyjne.
Artur Szczepaniak