W dniach 17-18.09.2005 odbyła się rekonstrukcja Bitwy nad Bzurą. Coroczna impreza, organizowana przez fundację
Polonia Militaris, jest największą rekonstrukcją walk II w.ś. w Polsce. W tym roku 200 uczestników, kilka ciężarówek,
motocykli, Tatra OT-810 (udająca SdKfz 251), replika SdKfz 222, oraz artyleria po obu stronach stworzyły niesamowite
widowisko.
W tym roku po raz pierwszy udało się wystawić pełną drużyną z obsługą rkm. W skład naszego oddziału weszło też kilka
osób formalnie z poza Cytadeli, ale współpracujące z nami "wirtualnie", bądź też tacy, którzy nie są formalnie w grupie,
ale uczestniczyli już wcześniej w naszych spotkaniach.
Większość zaczęła imprezę już w czwartek 15.09 - w tym dniu część Cytadeli zebrała się, aby pieszo dotrzeć na miejsce
rekonstrukcji. Relacja z marszu TUTAJ.
fot. | ||||
Marsz... |
||||
Biwak... |
||||
Łączność... |
||||
Bitwa... |
||||
Zakwaterowanie dla większości uczestników zapewniał organizator - obóz w Tułowicach, albo remiza w Brochowie. My
postanowiliśmy "zaszaleć" i udało się załatwić nocleg w stodole na sianie w miejscowym gospodarstwie. Nie muszę
dodawać jak wpłynęło to na rekonstrukcyjny "klimat" w naszej grupie.
Sobotę spędziliśmy na ćwiczeniach. Dowódca przeprowadził nas na pobliskie pole i zaczęło się zgrywanie drużyny. Nie
wystarczy się przebrać w mundur - trzeba się również zachowywać jak wojsko. Ćwiczyliśmy więc marsz w szyku, poruszanie
się po polu tyralierą, rojem oraz natarcie skokami. Przed wymarszem na próbę wspólnie przeczytaliśmy scenariusz... okazało
się to jednak stratą czasu... Na potrzeby strony Piotrka (Fiku) urządziliśmy sesję zdjęciową patrolu łączności w akcji.
Po ćwiczeniach udaliśmy się na pole bitwy, gdzie zaplanowano generalną próbę inscenizacji. Tradycyjnie scenariusz spisany
przez organizatorów okazał się bezużyteczny - wszystko było ustalane w praniu - czyli na próbie.
Okazało się, że z uwagi na nasz wysoki poziom ukompletowania i wyszkolenia będziemy reprezentować polskie barwy broni
na wstępnej potyczce z Czechami. Scenariusz przewidywał przedstawienie zamieszek na granicy wywołane przez cywili
niemieckich - sprowokowane przez nich wojska słowackie miały natrzeć na polską strażnicę. Wraz z pogranicznikami miała
jej bronić nasza obsługa rkm. Reszta drużyny czekała jako odwód. Czeskie GRH wzbudziły nasz szczery podziw - zarówno
wyszkolenie jak i wyposażenie były na najwyższym poziomie. Naszą uwagę najczęściej przyciągała broń Czechów. Nie mają
takich problemów z prawem jak my - zamiast tandetnych odlewów aluminiowych, w ich rękach były prawdziwe mausery, mosiny
i rkm - wszystko oczywiście sprawne. Wystarczy dodać, że na próbie zużyli więcej amunicji, niż my w kilku
inscenizacjach razem wziętych.
Renoma Cytadeli dała o sobie znać również w trakcie głównej inscenizacji - naszym miejscem "pracy" była część pola bitwy
bezpośrednio przylegająca do publiczności. Celem naszego natarcia miały być pozycje "SS" (GRH Pomerania). Najpierw
przeszliśmy przez przeprawę na Bzurze. Tak jak w zeszłym roku, największą rozrywką oczekujących było chowanie się przed
prysznicem fundowanym przez pirotechników. Po przejściu z powrotem potrenowaliśmy przejście skokami przez "naszą" część
pola, później atak na pozycje niemieckie, łącznie z omówieniem z "przeciwnikiem" scen walk wręcz (ustaliliśmy, że ze
względów bezpieczeństwa nie będziemy nakładać bagnetów).
Dzień bitwy rozpoczęliśmy od pakowania obozowiska. Należało pozostawić po sobie porządek, no i oczywiście upewnić się,
że nic nie zostawiliśmy - za kilka lat okazało by się, że ktoś wystawia jakiś nasz fant na Allegro jako "znaleziony na
pobojowisku z 1939r". Po dotarciu na miejsce inscenizacji cześć z nas odebrała zamówioną wcześniej broń i ślepą
amunicję. Okazało się, że stan broni daleki jest od ideału. Jej ilość również. Z pomocą przyszedł kolega Rafał - nauczył
nas jak sobie radzić z zanieczyszczoną bronią. Udało się też uzyskać dodatkową broń i amunicję od czeskich rekonstruktorów.
Po dotarciu na pole bitwy zadekowaliśy się na uboczu - nie chcieliśmy znowu odwalać za organizatorów prac przygotowawczych
na polu bitwy. Nie w tym rzecz, że w Cytadeli są same lenie i obiboki - po prostu uważam, że repliki mundurów są zbyt
cenne żeby używać ich jako drelichów roboczych.
Przed bitwą przyszedł do nas Schrek i Wielebny z Odwachu - za ich namową przyłączamy się do małego spisku, ale o tym później.
Część grupy została pilnować tymczasowego obozowiska (oprócz sprzętu trzeba było pilnować karabinów z filmówki), reszta
udała się na uroczystą mszę świętą.
Po powrocie wszystkich poszliśmy zająć pozycje wyjściowe do naszej pierwszej inscenizacji - walk granicznych ze Słowakami
granymi przez Czechów.
Zamieszki dotarły do naszych strażnic. Zaatakowana Straż Graniczna, wspomagana obsługą rkm, wezwała na pomoc wsparcie.
Pojawiliśmy się rozwijając tyralierę. Niestety atak słowacki, wsparty samochodem pancernym wyparł nas, ale nie sprzedaliśmy
skóry łatwo. Pozostawiliśmy na polu bitwy kilka "ofiar". Niestety po naszej stronie też... (w tym ja).
Po zebraniu drużyny przeszliśmy na drugą stronę Bzury wspólnie z innymi grupami czekać na główną inscenizację. Przed
wyjściem na pole bitwy kpt. Sarnecki odczytał rozkaz gen. Kutrzeby, a nasz kapelan udzielił nam błogosławieństwa. Dzięki
temu zaczęliśmy myśleć o tej inscenizacji nie tylko jak o zabawie, w umysły wdarła się myśl o minionych czasach,
wspomnienie o żołnierzach - to jest chyba główny sens rekonstrukcji historycznej...
Początek bitwy należy do kawalerii. My jak zwykle zza krzaków widzimy niewiele - pojedyncze sylwetki, wybuchy. Kiedy
wycofują się spieszeni ułani, dowodzeni przez naszego kolegę Wojtka z Gdyńskich Krakusów, dostajemy rozkaz wyjścia na
pozycje wyjściowe. Po przekroczeniu przeprawy, rozwijamy się w tyralierę. Już na początku mały zgrzyt - w wyniku obsunięcia
w czasie zamiast na kilku okopanych Niemców, musimy nacierać na transporter opancerzony z eMGietą. Po uporaniu się z jego
strzelcem (co jednak nie wyglądało zbyt wiarygodnie) przygotowujemy się do kolejnych skoków. Niestety nie wszystko wychodzi
jak na próbie. Część rozkazów zagłuszają ekspozje i zgiełk bitewny, część osób jest tak zaaferowana obsługą kb, że nie
zwraca uwagi na dowódcę. Dodatkowo w nasze szyki wmieszała się jakaś nieznana nam grupa - całe szczęście że ich nie
znaliśmy. Pewnie usłyszeliby kilka cierpkich słów za niezapowiedziane wbiegnięcie między nas ze sterczącymi bagnetami. Po
osiągnięciu pozycji Pomerani, mieliśmy przyłączyć się do głównego ataku - grupowego biegu na główne pozycje niemieckie.
Tu nastąpiła wspomniana wcześniej mała zmiana. Za namową Schreka zaczekaliśmy na dodatkowe wparcie - drużynę z Odwachu,
replikę samochodu pancernego wz. 34 oraz - tutaj niespodzianka dla wszystkich obecnych - tankietkę TKS na chodzie!!! I tak
zamiast bezsensownego "biegu po zdrowie" zaatakowaliśmy pozycje niemieckie wspierani siłami pancernymi. Wyglądało to na
pewno sensowniej, niż bieg przez środek nieosłoniętego pola z bananem na twarzy, wprost na pozycje niemieckie.
Po zakończeniu bitwy wszystkie GRH przedefiladowały przed publicznością. Brawa sugerowały, że widowisko się podobało. Po
wszystkim porozmawialismy chwilę ze znajomymi, zebraliśmy się w kolumnę i udaliśmy się do naszych samochodów. Pozostał
tylko powrót do domów.
Imprezę uważam za wyjątkowo udaną. Udało się zebrać pełną drużynę, zaprezentowaliśmy się (może to nie zabrzmi zbyt skromnie)
bardzo dobrze, atmosfera była wyjątkowo dobra. W porównaniu do rekonstrukcji sprzed roku całość wyszła wiarygodniej, rozmach
był większy (płonące domki, TKS!!) - a nastawienie organizatorów do nas jakby lepsze. Do zgrzytów na pewno można zaliczyć
tradycyjny bieg na finał, pseudo-rekonstruktorów Żandarmerii Polowej, niedociągnięcia przy wydawaniu broni (zabrakło dla
niektórych). Ale były to raczej małe zgrzyty nie zacierające bardzo pozytywnego odczucia po imprezie.
Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z tego wydarzenia w naszej galerii.
Michał Łoś