Drugie ważne ćwiczenia zaplanowane zostały na ostatni weekend lutego (26, 27) w Gdańsku. Poprzedziły je gruntowne
przygotowania kwatermistrzowskie jak i merytoryczne. Wybrałem trudny pagórkowaty teren, na obrzeżach dawnego poligonu
koło osiedla Morena. Wypożyczyłem mieszkanie sąsiadów by położyć strzelców oraz rynsztunek, jaki ze sobą przywieźli.
Pierwsi uczestnicy zaczęli się pojawiać koło 20 w piątek (ideą było, by maksymalna ilość była "skoszarowana"
jak najdłużej). Koło północy przyjechali chłopaki z Warszawy. Tradycyjnie już spora część nocy spędzona została na
rozmowach, oglądaniu nowości w kolekcji, nowych części rynsztunku.
Na tych ćwiczeniach miał być kręcony materiał dla jednej ze stacji telewizyjnej, jednak musieliśmy to, z przyczyn
losowych, przesunąć na kiedy indziej.
fot. Przemi | ||||
Rano pobudka, toaleta osobista, śniadanie i przygotowanie do wymarszu. Przed nami dość forsowny marsz pod górę,
przez osiedla Gdańska. Idziemy dwójkami z bronią na pasie. Koło nowego szpitala dołącza do nas ostatnia grupka -
Karol i Krakusi.
Dochodzimy na miejsce rozpoczęcia ćwiczeń, przed nami rozpościera się piękny widok na ośnieżoną dolinę, którą będziemy
się posuwać. Tematem ćwiczeń jest drużyna jako straż boczna batalionu. Wysuwam szperaczy, po nich wychodzimy tyralierą
z lasu. Teren odkryty więc przekraczamy go biegiem. Dalej drużyna formuje kolumnę dwójkową, wysuwam ubezpieczenia
w zagrożonych kierunkach i zaczynamy marsz wąwozem. Mijamy małą osadę. Para szperaczy osłania nas idąc szczytem.
Trzeba dbać o żołnierzy, więc co jakiś czas zmieniam ubezpieczenia, kolejną kwestią jest to by każdy nauczył
się tej roli.
Kolejna para idąca szczytem wypatruje kogoś, kto dyskretnie nam towarzyszy. Dochodzi do zatrzymania. Brawo szperacze
spełnili swoje zadanie - złapani to harcerze, którzy otrzymali zadanie by urealnić ćwiczenia.
Po dotarciu na poligon (zaczyna coraz mocniej padać śnieg) ćwiczymy rozwijanie w tyralierkę, jej ruch, skoki,
przekazywanie komend, przygotowanie do szturmu. Później szybki posiłek i ruszamy dalej, przed nami długi
marsz osłonowy. Co prawda harcerze zostali zatrzymani, ale nie wszyscy i najlepsza część przed nami - atak na drużynę.
Formujemy kolumnę i cały czas ubezpieczając się idziemy dalej. Dochodzimy do miejsca gdzie wypróbujemy, przed chwilą
ćwiczone "na sucho", elementy. Przechodzimy skrycie, w głębokim śniegu, przez las, na podstawy do natarcia. Pogoda
coraz gorsza, śnieg leci już płatami, a my brniemy rzędem na skraj lasu. Znajdujemy stare okopy, w których chwile
łapiemy oddech i ruszamy do natarcia. Musimy przebyć strumień, który płynie przez podmokłą łąkę, trzeba to zrobić
jak najdłużej skrycie, przed przeciwnikiem, by za strumieniem rozwinąć się od razu do szturmu. Przez strumyk
przechodzimy kolumienką, za nim błyskawicznie rozsypujemy się w tyralierkę i przechodzimy do szturmu.
Kolejny element na ćwiczeniach to postój ubezpieczony. Czas na posiłek. Rozstawiam czaty, a reszta spożywa porcje
suche, które każdy z nas ma w chlebaku. Artur podjął heroiczna próbę ugotowania strawy, zniweczoną poprzez wiatr,
śnieg i mróz. Przy okazji omawiamy sprawy związane z rekonstrukcją (nie sposób cały czas być strzelcem z początku
wieku). Opady śniegu stają się okrutne, jest zadymka, widać na 3 metry. Podejmuje decyzję, że przerywamy i dalszego
marszu po wzgórzach morenowych nie będzie, bo istnieje ryzyko, że w takich warunkach nie zdążymy przed zmrokiem.
Wracamy forsownym marszem na kwatery. Tam czyścimy się ze śniegu, bo każdy z nas wygląda jak bałwanek. Przekonujemy się,
że polskim żołnierzom nie był, tak do końca, potrzebny zimowy strój maskujący, bo sukno przyjmuje na siebie sporo
śniegu i załamuje kształt sylwetki. Kolejne spostrzeżenie jest już poważniejsze, trzeba bardzo, ale to bardzo dbać
o przyrządy celownicze i lufy, bo zapychają się śniegiem.
To, co nie powiodło się w polu, w zupełności wychodzi w domu, Artur przyrządził groch z cebulą na smalcu. Później
tradycyjnie rozmowom nie było końca.
Niedziela rozpoczyna się, kolejny raz wczesna pobudka. Po niej toaleta i przygotowanie do wyjścia. Jedziemy na
Westerplatte, na teren Straży Granicznej, zobaczyć obiekty pozostałe po dawnej Składnicy. Są dobrze zachowane
i prawie nie modyfikowane. Teren, na którym stoją nie został potraktowany przez buldożery według pomysłów
plastyka szaleńca.
Oglądamy elektrownie, baseny amunicyjne, wartownie nr 4. Robione są zdjęcia krótkich inscenizacji, zmiany warty
i przemarszów. Po opuszczeniu terenu SG zwiedzamy zaniedbane placówki Fort, Wał, oglądamy tory. Mariusz
pokazuje nam miejsce gdzie była brama oraz placówka Prom (tam już tylko asfaltowa pustynia).
Wzbogaceni o te wszystkie zdobyte umiejętności i przeżycia dwóch dni rozjeżdżamy się do domów. Rzeczywistość wzywa.
Przemek Michalski