start | dodaj do ulubionych | ustaw jako startową | kontakt

 

 

 

MAZOWIECKIE MANEWRY ZIMOWE 2005

 

Działalność rekonstrukcyjną w roku 2005 otworzyły dla nas Mazowieckie Manewry Zimowe - impreza o charakterze ćwiczebno-przygodowym. W mroźny styczniowy weekend do podwarszawskiej Starej Miłosny zjechalo 15 członków naszego stowarzyszenia w celu odbycia zimowych ćwiczeń w ramach drużyny piechoty historycznego Wojska Polskiego.

Rozpoczeliśmy rankiem od przemarszu na leśną polanę, gdzie po kilkumiesięcznej przerwie wielu z nas przypomniało sobie zbiórkę drużyny, musztrę z bronią oraz sprawianie szyków w myśl przepisów wg regulaminu piechoty z roku 1934. Zadaniem na najbliższy czas będzie napewno stawianie i rozbieranie kozłów, bo sporo jest jeszcze pomyłek.

fot. Bartek        
   
         
   
         
   
         
   
         
   
         
   
         
   
         
   



Potem ćwiczyliśmy skoki całą drużyną, następnie skoki skrzydłami, dalej grupami z uwzględnieniem regulaminowego sposobu poderwania i padania... Niezly to był widok gdy na komendę "do lizjery lasu, grupami skok - biegiem marsz" chłopaki podrywali się i z chrzęstem oporządzania gnali co sił w nogach we wskazanym kierunku, gdzie zalegali w gotowości do strzału... No a potem wraz z moją grupką zaiwaniałem i ja aż tchu brakowało... Dobiegałem do pierwszych sosen waląc się w śnieg i obrywając w hełm zwojem koca zrolowanego na wypakowanym tornistrze. I znów bieg i bach w śnieg... Chwilka dla uspokojenia oddechu.

Po kilku takich przebieżkach drużyny śnieg był wytarty w miejscach gdzie padaliśmy aż do igliwia.

Potem przemarsz do lasów oddalonych ok. 5 km, szliśmy z użyciem szperaczy, szosę lubelską z pędzacymi samochodami potraktowaliśmy jako drogę pod ostrzalem npla - widok musiał być dość abstrakcyjny dla kierowców, gdy grupki "żołnierzy z przeszłości" przesadzały szosę susami, waląc się na łeb na szyję do rowu po drugiej stronie drogi.

Dalsze nasze zadanie polegało na patrolowaniu sosnowego lasu na wydmach - szperacze podchodzili do wzgórza, meldowali dowódcy, a następnie drużyna podchodziła na zajętą placówkę. Jedno z podejść szperaczy było tak dalekie, że potem jako goniec spieszący z meldunkiem nie mogłem odnaleźć druzyny... Wałęsałem się wśród jałowców dziwiąc sie, że na przestrzeni ok. 100 metrów grupa kilkunastu ludzi może zniknąć bez śladu... Tak piechurzy zlewali sie z barwami sosny i jałowca, że dobrą chwilę zeszło mi na odnalezienie drużyny w terenie... Potem drużyna dokonała obsadzenia okrakiem szosy - zmontowaliśmy system ognia krzyżowego, obserwator meldował o ruchu na drodze. Później zaś, w trakcie przeskakiwania leśnej drogi, jeden ze strzelców poważnie skręcił sobie nogę. Puchła w kostce jak balon, trzeba było przerwać manewry. Nieślismy kolegę, słusznej postury, najpierw na kocu, później zaś w sześciu na zmianę, przez zaśnieżone pola ozimin. W końcu kontuzjowany strzelec znalazł oparcie na ramionach dwóch kolegów. We wsi, pod sklepem, przerwa. Na widok historycznego pododdziału mieszkańcy reagowali bardzo życzliwie. Odchodząc ze wsi sformowaliśmy dwójki i odmaszerowaliśmy ze śpiewem na ustach. Potem po kontuzjowanego kolegę, którego w sklepie obczęstowano czym się da, odebraliśmy samochodem - polski żołnierz naprawdę może liczyć na gościnne i serdeczne przyjęcie ludności. Przekonaliśmy się o tym po raz kolejny!

Po powrocie na miejsce zakwaterowania czekała, ugotowana wg instrukcji kuchennej z 1924 roku, zupa grochowa.

W niedzielę kilku z nas, którzy pozostali na drugi dzień manewrów, wykonało w oporządzeniu patrolowym wypad szlakiem niemieckich fortyfikacji. Zrobiliśmy też 2 sesje zdjęciowe pt. "piechota w śniegu" i... do cywila.

Artur Szczepaniak

Zobacz zdjęcia z manewrów »

Powrót

 

© SH "Cytadela" Kopiowanie materiałów bez zgody zabronione.